tlo

sobota, 27 kwietnia 2013

Dlaczego ja nic nie piszę?

Nie piszę, bo i nie szyję. W marcu zabrałam się za szybką sukienkę mającą przełamać impas i tkwię w rękawkach. Nawet dół mam wykończony. W kwietniu zabrałam się za inną sukienkę, ale przód dołu obcięłam źle. Na szczęście mam czym to podmienić, ale na liście priorytetów są inne rzeczy. Miałam fajny materiał w róże o wymiarach 75x192 i nie wiedziałam co z tym zrobić, bo na sukienkę (dla mnie) za mało. Miałam też pół metra różu do połączenia i dziś zaczęłam i łączę. Udało mi się tych róż kupić więcej, więc uszyję sobie też sukienkę całą w róże. Dziś właśnie ją cięłam, gdy zbudziło się dziecko. Na ogół budzi się stopniowo i zbudzone długo leży i nie chce wstawać. Dziś wstało i przybiegło i zbulwersowało się. jego nerwy nie wytrzymały widoku ciętego materiału i zaprotestował. Cóż, dlatego właśnie nie robię prawie NIC, że próby zrobienia CZEGOŚ spotykają się z protestem.





środa, 3 kwietnia 2013

Kolejowo

Uszyłam sukienkę. Nie jest letnia, bo zasłonka, z której powstała, zawiera poliester. Szyłam ją przez cały marzec z założeniem, że jeśli nie stworzę nic lepszego, to właśnie ją poślę na burdowy konkurs “wiosenna stylizacja”. Niczego lepszego nie uszyłam, a i z nią ledwo zdążyłam.
Gdy sukienka była w stanie surowym zamkniętym, przestraszyłam się tego, jak bardzo mi wyszła i długo bałam się podszywania dekoltu i nadawania pożądanej długości w obawie, że jednak zepsuję. W piątek dziurawiąc palce zabrałam się za ukończenie dzieła, gdyż zbliżał się termin jego prezentacji.
Wadą sukienki są na pewno zbyt małe podkroje pach. Przeszkadzają w odśnieżaniu i w noszeniu dziecka po schodach, ale dla damy z pewnością się takie nadają, a ja chcę być damą. Burda twierdzi, że Jackie Kennedy szła w podobnej sukience do ślubu, więc rzeczywiście jest to model dla damy (119, Burda 03/2008).
Sfotografowanie sukienki okazało się większym wyzwaniem niż jej uszycie. W zasadzie w ostatniej chwili okazało się, że stylizacja to też dodatki i że jakość stylizacji oraz jakość zdjęcia zostaną poddane ocenie. Pogody nie ma, z zimna zamarzają mi gałki oczne i krew w policzkach i wyglądam jak czerwonooki buraczek. Nasz nadworny fotograf prątkuje różyczką i nie może focić. Wiosny nie ma. Zdjęcia na śniegu wyglądają średnio, pozowanie na śniegu wcale nie jest fajne. Śnieg wdziera się do butów, wiatr zawiewa pod sukienkę. Płuca drżą ze strachu przed zapaleniem.


W drodze na Wielkanoc zatrzymaliśmy się w zajeździe, w którym czasem kupujemy kiełbaski. Była tam zdatna sceneria. Zmieniłam buty zimowe na szpilki ślubne, w których nie umiem chodzić. Dobrałam kapelusz i bukiet więdnących tulipanów. Miałam także torebeczkę i czułam się jak kuriozum. 
Kuriozum
A musiałam jeszcze zdjąć kurtkę. Zdjęcia, na których wyszłam lepiej, były w gorszym świetle. Gdyby nie powstało nic lepszego, coś bym z nich wybrała.
Pojechaliśmy dalej. Mąż zaproponował objechanie Kościerzyny objazdem służącym do omijania korków. Objazd biegnie wzdłuż torów i nie na każdej mapie jest. Jadąc zaobserwowałam malowniczą scenerię przy torach kolejowych i postanowiłam podjąć kolejną próbę sfotografowania stylizacji na konkurs. Dobrnięcie do toru w szpileczkach nie wchodziło w grę. Poczłapałam w butach zimowych. Synek nie chciał przeszkadzać i usiadł na śniegu, co doprowadzało mnie do szału, ale doceniałam. Przebraliśmy go niezwłocznie po powrocie do auta. Przed powrotem jednak odbyła się sesja. Była mniej więcej 15:09 i stanęłam  w szpileczkach na nieczynnym  torze kolejowym. Śniegowce leżały przede mną, ale poza kadrem. Mąż rozpoczął sesję. Słyszałam jakieś stuki, więc na wszelki wypadek poleciłam usunięcie moich kozaczków poza tor. O 15:10 powstały dwa pierwsze zdjęcia.
Potem, nagle niespodziewanie zza górki wyskoczył pociąg relacji Gdynia-Kościerzyna. Nie miał prawa się tam znaleźć, bo sprawdzałam i wiem, że o 15:10 NIC tamtędy nie przejeżdża (po fakcie sprawdzałam). Mąż zdążył kazać mi uciekać, ja zdążyłam zejść poza tor, Mąż zdążył kazać mi uciekać dalej. Jakoś uciekłam mimo, że nie chciałam moczyć szpilek w śniegu. Po przejeździe pociągu, w tej samej minucie, zdążyło powstać 8 kolejnych zdjęć na torze. Zatem o 15:10 zrobiliśmy 12 zdjęć. Wygląda na to, że między każdym było średnio 5 sekund interwału. Wynika stąd, że na ewakuację miałam NAPRAWDĘ MAŁO CZASU.







W niedzielę, w ciocinym ogródku powstały lepsze zdjęcia z lepszymi tulipanami, ale ze względu na przeżyte przeżycia musiałam posłać na konkurs zdjęcie z toru. Nie muszę grozić, że jeśli nie wygram maszyny, to rzucę się pod pociąg, bo już się rzucałam.
Wiosenne kretowiska

Tył sukienki