Nie chciałabym na tym blogu pisać zbyt życiowo i za dużo o sobie, ale siłą rzeczy pisanie o moim szyciu jest i pisaniem o mnie. Jestem w siódmym miesiącu ciąży, czuję się świetnie i mogłabym zrobić wiele, ale jestem zbyt leniwa by robić wiele. Właściwie, to jestem zbyt leniwa, by robić cokolwiek. Wiadomo, nie mogę sobie uszyć sukienki na ciążę, bo po co mi taka później? Zresztą mam w szafie kilka takich, w których dobrze się czuję i nie wyglądam fatalnie. Poza tym sukienka na ciążę powinna być z dzianiny, a ja nie mam owerloka. Mam za to bardzo dobrą maszynę, ale jak widzę wnętrzności sukienek z dzianiny, które szyłam na maszynie, to mnie odrzuca. Następna rzecz z dzianiny, jaką uszyję, będzie miała wnętrzności takie jak trzeba.
Korzystam z dobrego samopoczucia ciążowego i codziennie staram się coś zrobić. Czasem jest to jakaś biurokracja dla Męża, innego dnia umycie naczyń a jeszcze innego zrobienie obiadu. Czasami robię więcej rzeczy jednego dnia i mam wtedy poczucie owocnego spędzenia go. W ramach wicia gniazda uszyłam trochę poduszek, bardzo starannych i ładnie wykończonych, ale ponieważ nie chce mi się dzisiaj zrobić im zdjęcia, to pewnego dnia poświęcę im cały wpis. Czasami tnę minky na kwadraciki i je zszywam. Bardzo to lubię i zawsze mi wychodzi, bo nawet jak źle wymierzę kwadracik, to elastyczność minky naprawi ten błąd. Z minky jest jednak szkopuł, że sypie się strasznie. Kilka tygodni temu zapchało mi nawet drogi oddechowe, ale po tym fakcie się uodporniłam i już mi nic nie zapycha. Tym niemniej, z powodu tego sypania, trzeba minky wykańczać. Stosuję zygzak. Idzie bardzo powoli względem tego, co bym chciała, ale daje radę i po początkowym "o nie, ja tak pracować nie będę", nawet to polubiłam. Najpierw zszywam, potem robię zygzak. Robię dla siebie, więc wnętrze nie musi być profesjonalne.
Staram się też codziennie popchnąć do przodu coś z szyciem. Mam mnóstwo rozpoczętych projektów lub krótkich, a nierozpoczętych jak skrócenie mężowskich spodni. Wczoraj na przykład zszyłam dziurkę w sweterku. Innym razem zszyłam dziury na palcach w ulubionych skarpetkach Męża. Zmniejszyłam jedną poszewkę na poduszkę, która czekała na to (na biurku!) od wielu tygodni. Mam w planach także zszycie kominów wyciętych jako prezenty przed Bożym Narodzeniem oraz guzik w spodniach do przyszycia. Najbardziej na świecie nie lubię tego, co trzeba zrobić ręcznie. Ale nie zawsze moje posuwanie szycia do przodu polega na szyciu. Posprzątałam swój szyciowy koszyczek, nauczyłam się korzystać z automatycznego nawlekacza igły. Zinwentaryzowałam posiadane stopki i okazało się, że mam taką z prowadnikami! Nie tylko środkowym, który zawsze chciałam mieć, ale i krawędziowym. Uczę się powoli nigdy dotąd nie używanych ściegów mojej maszyny. Albo szycia podwójną igłą. Pewnego dnia wyjęłam jedną z moich dwóch podwójnych igieł i postanowiłam ją przetestować. Akurat wyjęłam ją z nieuporządkowanego koszyczka i trafiła się igła do stretchu, a testowałam na bawełnie. Testowałam różne ściegi aż do momentu, gdy jedna z igieł spotkała stopkę i pękła. A wczoraj zabrałam się za podwójną igłę w połączeniu ze stopką kroczącą. Nie lubię zmieniać stopek na te, które nie są matic, ale dałam radę. Cel był szczytny. Chciałam profesjonalnie skrócić poplamioną farbą tunikę z punto. Tunika kosztowała 2 złote. Oczyma wyobraźni widziałam ten idealny szew mogący śmiało konkurować z drabinką. Bo widziałam wcześniej jak kroczy stopka krocząca i wiedziałam, co potrafi. Cóż, oczy mojej wyobraźni widują lepsze rzeczy niż moje gałki-patrzałki.
Korzystam z dobrego samopoczucia ciążowego i codziennie staram się coś zrobić. Czasem jest to jakaś biurokracja dla Męża, innego dnia umycie naczyń a jeszcze innego zrobienie obiadu. Czasami robię więcej rzeczy jednego dnia i mam wtedy poczucie owocnego spędzenia go. W ramach wicia gniazda uszyłam trochę poduszek, bardzo starannych i ładnie wykończonych, ale ponieważ nie chce mi się dzisiaj zrobić im zdjęcia, to pewnego dnia poświęcę im cały wpis. Czasami tnę minky na kwadraciki i je zszywam. Bardzo to lubię i zawsze mi wychodzi, bo nawet jak źle wymierzę kwadracik, to elastyczność minky naprawi ten błąd. Z minky jest jednak szkopuł, że sypie się strasznie. Kilka tygodni temu zapchało mi nawet drogi oddechowe, ale po tym fakcie się uodporniłam i już mi nic nie zapycha. Tym niemniej, z powodu tego sypania, trzeba minky wykańczać. Stosuję zygzak. Idzie bardzo powoli względem tego, co bym chciała, ale daje radę i po początkowym "o nie, ja tak pracować nie będę", nawet to polubiłam. Najpierw zszywam, potem robię zygzak. Robię dla siebie, więc wnętrze nie musi być profesjonalne.
Staram się też codziennie popchnąć do przodu coś z szyciem. Mam mnóstwo rozpoczętych projektów lub krótkich, a nierozpoczętych jak skrócenie mężowskich spodni. Wczoraj na przykład zszyłam dziurkę w sweterku. Innym razem zszyłam dziury na palcach w ulubionych skarpetkach Męża. Zmniejszyłam jedną poszewkę na poduszkę, która czekała na to (na biurku!) od wielu tygodni. Mam w planach także zszycie kominów wyciętych jako prezenty przed Bożym Narodzeniem oraz guzik w spodniach do przyszycia. Najbardziej na świecie nie lubię tego, co trzeba zrobić ręcznie. Ale nie zawsze moje posuwanie szycia do przodu polega na szyciu. Posprzątałam swój szyciowy koszyczek, nauczyłam się korzystać z automatycznego nawlekacza igły. Zinwentaryzowałam posiadane stopki i okazało się, że mam taką z prowadnikami! Nie tylko środkowym, który zawsze chciałam mieć, ale i krawędziowym. Uczę się powoli nigdy dotąd nie używanych ściegów mojej maszyny. Albo szycia podwójną igłą. Pewnego dnia wyjęłam jedną z moich dwóch podwójnych igieł i postanowiłam ją przetestować. Akurat wyjęłam ją z nieuporządkowanego koszyczka i trafiła się igła do stretchu, a testowałam na bawełnie. Testowałam różne ściegi aż do momentu, gdy jedna z igieł spotkała stopkę i pękła. A wczoraj zabrałam się za podwójną igłę w połączeniu ze stopką kroczącą. Nie lubię zmieniać stopek na te, które nie są matic, ale dałam radę. Cel był szczytny. Chciałam profesjonalnie skrócić poplamioną farbą tunikę z punto. Tunika kosztowała 2 złote. Oczyma wyobraźni widziałam ten idealny szew mogący śmiało konkurować z drabinką. Bo widziałam wcześniej jak kroczy stopka krocząca i wiedziałam, co potrafi. Cóż, oczy mojej wyobraźni widują lepsze rzeczy niż moje gałki-patrzałki.
Testy na odciętym kawałku wypadły fatalnie. Prawa nitka uparcie przepuszczała. Posiadam wprawdzie szereg instrukcji z fejsa co można zrobić, żeby nie przepuszczała, ale jeszcze ich nie sprawdziłam. Instrukcje są z dzisiaj, a problem był wczoraj i zabrał mi cały posiadany kawałek wieczoru. Nie pomagały ani zmiany stopki na zwykłą, ani zmiany pomiędzy igłą do stretchu i igłą do tkanin. Lewa przepuszczała czasami, prawa głównie przepuszczała. Te same nitki na bawełnianym płótnie zrobiły mi ładne kółko (nie to ze zdjęcia. Tego na zdjęciu nie nazywam kółkiem). Nie mam jak zrobić zdjęć tych przepuszczonych nitek, bo w przypływie złości wszystkie wydłubałam z mojej nieszczęsnej próbki.
Wówczas zaczęłam rozważać, czy aby ograniczenie się do marzenia o owerloku jest wystarczające. Jeśli podwójna igła zawodzi, to co da mi sam owerlok? Codziennie zaglądam na tablicę i patrzę czy by się nie dało kupić taniej czegoś lepszego niż nowy Merrlock 848, który jest najtańszy spośród owerloków z pudełkiem na skrawki. Jeszcze chwilę temu na owej tablicy był Merrylock 689 z drabinką, ale ponieważ jego bardzo atrakcyjna cena przekraczała mój budżet, to nie myślałam o nim poważnie i zniknął bez mojego udziału. Na tej samej tablicy wciąż jest Bernina, wprawdzie bez pudełka na ścinki, ale bardzo bardzo atrakcyjna. I niedroga. Ale pani, która ją sprzedaje, zamieszcza tylko zdjęcie katalogowe. I wycenia za tanio. I twierdzi, że 3 lata temu kupiła ją o połowę taniej, niż taka Bernina teraz kosztuje. I w dodatku to jest na tablicy. Kiedyś już skorzystałam na tym, że ktoś nie umiał sprzedać tego, co sprzedawał, ale to było na allegro. Poza tym ogłoszenie o tej samej Berninie pojawiło się teraz po dwóch miesiącach od poprzedniego takiego ogłoszenia. A czas między przelewem a dotarciem towaru w obliczu tego, że nikt inny się na nią nie rzucił, kosztowałby mnie zbyt wiele ciążowych nerwów. Więc ja chyba wolę sobie jeszcze nawet i miesiąc powzdychać jednocześnie ucząc się nowych funkcji mojej starej maszyny niż narazić się na takie nerwy. Ach, gdybym tak miała ulgę na pociąg, to bym sobie pojechała i kupiła osobiście. Ale nie muszę, problem zniknął sam w trakcie pisania, bo pani napisała, że znalazła kupca, który da jej więcej niż chciała. Tym samym więcej niż nowy Merrylock i niż mój mini-budżet.
Wówczas zaczęłam rozważać, czy aby ograniczenie się do marzenia o owerloku jest wystarczające. Jeśli podwójna igła zawodzi, to co da mi sam owerlok? Codziennie zaglądam na tablicę i patrzę czy by się nie dało kupić taniej czegoś lepszego niż nowy Merrlock 848, który jest najtańszy spośród owerloków z pudełkiem na skrawki. Jeszcze chwilę temu na owej tablicy był Merrylock 689 z drabinką, ale ponieważ jego bardzo atrakcyjna cena przekraczała mój budżet, to nie myślałam o nim poważnie i zniknął bez mojego udziału. Na tej samej tablicy wciąż jest Bernina, wprawdzie bez pudełka na ścinki, ale bardzo bardzo atrakcyjna. I niedroga. Ale pani, która ją sprzedaje, zamieszcza tylko zdjęcie katalogowe. I wycenia za tanio. I twierdzi, że 3 lata temu kupiła ją o połowę taniej, niż taka Bernina teraz kosztuje. I w dodatku to jest na tablicy. Kiedyś już skorzystałam na tym, że ktoś nie umiał sprzedać tego, co sprzedawał, ale to było na allegro. Poza tym ogłoszenie o tej samej Berninie pojawiło się teraz po dwóch miesiącach od poprzedniego takiego ogłoszenia. A czas między przelewem a dotarciem towaru w obliczu tego, że nikt inny się na nią nie rzucił, kosztowałby mnie zbyt wiele ciążowych nerwów. Więc ja chyba wolę sobie jeszcze nawet i miesiąc powzdychać jednocześnie ucząc się nowych funkcji mojej starej maszyny niż narazić się na takie nerwy. Ach, gdybym tak miała ulgę na pociąg, to bym sobie pojechała i kupiła osobiście. Ale nie muszę, problem zniknął sam w trakcie pisania, bo pani napisała, że znalazła kupca, który da jej więcej niż chciała. Tym samym więcej niż nowy Merrylock i niż mój mini-budżet.