Ostatnimi czasy nie jest to blog o sukienkach, lecz o narzekaniu na niepowstające sukienki, a przecież wiele sukienek czeka prawie gotowych na wykończenie jednego szwu, podszycię jednego rękawa lub inną krótką czynność i tylko to uniemożliwia im ujrzenie światła dziennego. Wiele nie całkiem gotowych sukienek miało swoje leśne sesje, ale owe sesje wypadły tak źle, że lepiej ich nie pokazać wcale niż pokazać niegotowe podczas sesji leśnej. Ostatnimi czasy nasze małżeństwo kupiło sobie ekskluzywny nowy używany aparat klasy lustrzanka. Nazywamy go lustrzanką, chociaż koło lustrzanki nawet nie leżał, bo jest doskonały i robi całkiem udane zdjęcia w pomieszczeniach. Oczywiście jesteśmy trochę mniej biedni niż wskazuje na to nasz standard życia, ale uznaliśmy, że nie kupimy droższego aparatu, gdyż nasze małe-już nie małe dziecko czasem po aparat sięga i nie chcemy posiadać czegoś, co może na tym sięganiu bardzo ucierpieć. Innym czynnikiem wpływającym na decyzję o takim a nie innym aparacie był fakt, że ten właśnie został upubliczniony dokładnie w dniu naszego ślubu.
Konieczność wypróbowania nowego nabytku stała się pretekstem do sobotniego spaceru rodzinnego. Pogoda oczywiście nie dopisywała, bo wiało jak na Uralu a wiało tym bardziej, że poszliśmy na górę, gdzie wiało bez osłon. Tym niemniej zdecydowałam się na ubranie nowej sukienki, powstającej już od dawna a świeżo wykończonej licząc, że zostanie mi zrobione jakiś mniej nieudane zdjęcie. Wszak Mąż mimo miliona zalet, fotografem nie będzie, nawet stojąc za nowym aparatem.
Na górze nawinął się i hydrant, a Katya ostatnio zapoczątkowała trynd na
fotki przy hydrancie, który to trynd ja skwapliwie ciągnę. 'Mój' hydrant był nawet w bardziej dla mnie twarzowym kolorze.
Oto ona. Sukienka z zasłonki kupionej w maju. Mogę zatem śmiało powiedzieć, że uwolniłam zapas, mój pierwszy. Góra to model 108 z Burdy 3/2011. Zmieniłam kształt dekoltu z tyłu i po raz pierwszy w mojej karierze krawieckiej wszyłam zamek z boku. Bardzo jestem z takiego rozwiązania zadowolona. Dół pochodzi z Burdy 11/2009 (109) kupionej specjalnie dla tego dołu. Układałam go kilka razy zanim wyszedł mniej krzywo. Skroiłam ten dół tak hojnie, że zabrakło mi odpowiedniej ilości tkaniny na górę i góra ma sztukowane ramiona, które nawet podkreślająco ostębnowałam. Niestety podkreśliłam je innym kolorem niż ostateczne wykończenia, gdyż początkowo dekolt miał być oblamowany na niebiesko. Len na lamówkę kosztował dwa razy tyle co okazyjna zasłonka! Jest to moja najstaranniej wykończona sukienka ever. Szew paska został ukryty pod tasiemką rypsową.
Pytanie do ekspertów: Dlaczego ten dekolt jest taki badziewny i odstaje? Za słabo naciągnęłam lamówkę z przodu, czy może jednak za mocno?
|
znikająca nóżka niczym w Burdzie |
|
Przeganianie krasnoludka z kadru |
|
a tak zawiewa (wiatr wieje tak by wywiać krasnoludka z planu zdjęciowego) |
|
o, tu odstaje! |
|
widok na miasto z tyłu |
|
zbliżenie na perfekcyjne stębnowania nie pod kolor |