Starannie planuję, co uszyć. Sporządzam listy. Mam listę fasonów sukienek, których pragnę i drugą- listę materiałów z szafy, nie wszystkich, tylko tych ulubionych. Spędzam nad nimi wiele godzin i rozmyślam, dopasowuję, zmieniam. Gdy Burda wydrukuje coś fajnego, albo gdy zdobędę nowy smakowity kawałek, wszystko mi się wali i muszę dobierać od nowa. Mało co pozostaje niezmienione. Zresztą jestem świadoma, że nie dam rady ani uszyć ani nosić tylu sukienek, ile mi się podoba i muszę wybrać tylko te absolutnie najlepsze. Gdybym szyła równie starannie jak planuję, byłabym mistrzynią krawiectwa. Niestety, jestem tylko Cytrynną. Czeka na mnie cała szafa materiałów, mnóstwo niespełnionych obietnic (moich) i półka małych przeróbek- takich na kilka minut każda. Ale nie tykam ich, bo przecież mam takie ambitne i szczegółowo rozpisane plany. Na półce przeróbek królują spódnice do zwężenia i to zupełnie fajne. Spódnice to jest to, czego mi najbardziej trzeba. Tak naprawdę od sukienek wolę spódnice i bawełniane koszulki. Mam tez plan uszycia trzech spódnic na przykład z koła, oprócz tych do zwężenia. Spódnice z koła się przydają.
Dziś wieczorem, załamana, a może raczej zdenerwowana tym, że ciągle tylko planuję i przeplanowuję, postanowiłam uszyć coś szybko- spódnicę oczywiście, bo to podobno jest szybkie. Zmierzyłam obwody, policzyłam promienie i wyjęłam z szafy pierwsza lepszą zasłonę, z której miałam na razie nic nie szyć, gdyż mam lepsze. Była morelowa w róże. W sam raz do seledynowego sweterka i białej koszulki. Letnia i pastelowa. Odprułam podszewkę, którą miała i odprułam podłożenie jednym zdecydowanym pociągnięciem warstw. Zmierzyłam boki mojego prostokąta i już, już miałam ciachnąć na oślep, gdy przyłożyłam nieszczęsną zasłonę do siebie przed lustrem, a przyłożywszy- stwierdziłam, że nie mogę jej ciachnąć bezmyślnie, bo ona się NADAJE NA SUKIENKĘ. Mam całą szafę materiałów i nie mam z czego uszyć sobie spódnicy (bo niemal wszystko nadaje się na sukienkę). Też tak macie? :)
Dziś wieczorem, załamana, a może raczej zdenerwowana tym, że ciągle tylko planuję i przeplanowuję, postanowiłam uszyć coś szybko- spódnicę oczywiście, bo to podobno jest szybkie. Zmierzyłam obwody, policzyłam promienie i wyjęłam z szafy pierwsza lepszą zasłonę, z której miałam na razie nic nie szyć, gdyż mam lepsze. Była morelowa w róże. W sam raz do seledynowego sweterka i białej koszulki. Letnia i pastelowa. Odprułam podszewkę, którą miała i odprułam podłożenie jednym zdecydowanym pociągnięciem warstw. Zmierzyłam boki mojego prostokąta i już, już miałam ciachnąć na oślep, gdy przyłożyłam nieszczęsną zasłonę do siebie przed lustrem, a przyłożywszy- stwierdziłam, że nie mogę jej ciachnąć bezmyślnie, bo ona się NADAJE NA SUKIENKĘ. Mam całą szafę materiałów i nie mam z czego uszyć sobie spódnicy (bo niemal wszystko nadaje się na sukienkę). Też tak macie? :)
Ja mam tak, że wszystko co mam nie wystarcza mi na uszycie rzeczy dla mnie. Dla córki owszem, na torebkę owszem, a już dla mnie nic.
OdpowiedzUsuńJa niestety nie mam jeszcze córki, ale jak już będzie, to nie oddam jej wszystkiego:)
UsuńCudny tekst :-) Aż takich problemów jak Ty to nie mam :-) Ale jest to spowodowane tym, że szyję w sumie od niedawna i zapasy materiałów mam małe, a jeśli kupuję materiał to raczej z "przeznaczeniem na..." Poza tym szyć zaczęłam w Paragwaju i nie mam tutaj "mamy, ciotek, babek, teściowej" czy innych osób, które mogłyby mnie obdarować tkaninami. To ma swoje dobre i złe strony, czasem jednak marzy mi się szafa pełna materiałów... :-) Widuję je czasami na blogach szyciowych - ah!
OdpowiedzUsuńJa się swoich tkanin dorobiłam głównie chodząc po lumpeksach i wszystko co mam, zdobyłam w rok. Dopiero niedawno zaczęłam kupować nowe materiały. Ale za każdym razem gdy kupowałam, czy to nową, czy starą rzecz, oczyma wyobraźni widziałam, co z niej powstanie. Niestety rzecz trafiała najpierw do szafy, a z szafy wyjść trudno i tam pierwotne przeznaczenie się zacierało:)
UsuńO tak - lupeksów też mi brak! Znam tutaj tylko jeden(70km dalej...) i nie jest ciekawy :-(
Usuńżyczę powrotu do zdrowia szyciowego i wielu, wielu uszytek! ;-)
Dziękuję serdecznie!
UsuńKiedyś robiłam podobnie jak Ty..byłam ja i moje plany...a potem długo długo nic.
OdpowiedzUsuńTeraz nie magazynuje materiałów , a jak już ma coś w zapasie a w głowie nowy pomysł to dobrze przekopuję wszystko i sprawdzam czy będzie pasowało.Z reguły jest na tak ale czasem bywa i na nie i wtedy trzeba biec na zakupy.Co do planów to czasem ich robienie zajmuje więcej czasu niż szycie..a czasu szkoda:)Doba zawsze taka jakaś krótka jest :)
Czytałam niedawno, że naturalnym rytmem człowieka jest stopniowe wydłużanie sobie doby. Bardzo często plany mnie demobilizują i paraliżują, ale rezygnacji z nich tez próbowałam i nie wyszły mi te nieprzemyślane rzeczy:(
UsuńNosz kurcze, potrafisz budować napięcie! Już myślałam co dalej, już widziałam tę spódnicę, a tu dupa:P U mnie czasami jeden kawałek materiału, kiedy jest jeszcze kawałkiem materiału, bywa żakietem, sukienką i spodniami jednocześnie. Nic że mam tylko 2m i za Chiny nie wystarczy, ale widzę siebie w tym wszystkim:P Czasami czekam na nową Burdę bo a nuż coś mi się spodoba i to mieć zapragnę? Teraz korzystając z kilku dni wolnego siedzę i przerysowuję szablony, wczoraj zaczęłam i mam już dwie, a nawet trzy sukienki, tylko pierwsza jest w dwóch rozmiarach bo pomyślałam o swojej mamie:)
OdpowiedzUsuńNawet jakbym uszyła, to nikt by mnie nie sfocił tak z miejsca. Ja długo nie znosiłam przerysowywania szablonów, ale potem odkryłam patent na niebolenie pleców przy tym i od tego czasu mam inne powody by się migać niż bolenie pleców:)
UsuńNo ja ma tak jak Katya.
UsuńZ 1,5m materiału wymyślam takie kreacje, że głowa mała, a potem i tak kończy się jakimś niespodziewanym pomysłem.
Planować tak jak Ty to robisz nie potrafię, bo mi nigdy nie wychodzi to co sobie ustaliłam a tylko sie stresuje. Więc planowanie darowałam sobie dokumentnie i ide na tzw. spontan :)))
Hehe :) Chyba każda z nas ma chodź ciut problemów takich jak Twoje :) u mnie to zawsze jest problem z podjęciem decyzji kiedy mam ładną tkaninę, kiedy gorszą to już nie żal ciąć.
OdpowiedzUsuńA i u mnie też leży sterta rzeczy do przerobienia i wiem, że zajmą mi tylko chwilę, ale ciężko mi do nich zasiąść - nie jesteś sama :) Pozdrawiam
Dzięki. Tak bardzo chciałabym więcej robić a mniej gadać i myśleć o robieniu:)
UsuńNajgorzej jak masz 1,5m i jak ciachniesz to już specjalnie nic z tego nie zrobisz, chyba, że drugą spódnicę :P
OdpowiedzUsuńA listy rzeczy "do uszycia", przeglądanie ciągłe tkanin, burd i innych wykrojów - to chyba standard u każdej szyjącej :D
Tkanin nie przeglądam, trzymam się tylko listy wychodząc z założenia, że ważne jest tylko to, co pamiętam. Zajrzenie do szafy to byłoby samobójstwo:P
UsuńAle za to czasami jest fajną niespodzianką jak znajdziesz ładną tkaninę o której zapomniałaś :D :D
Usuńprawie każdy skrawek tkaniny ma z jakims przeznaczeniem i tak zbieram, zbieram i nie mam czasu wszystkie poszyć, no nie mam czasu, ale nie, nie wszystkie na sukienkę, za to każdy "na coś" :)
OdpowiedzUsuńJa mam nałóg sukienkowy, pozostałość po karmieniu piersią, kiedy byłam skazana wyłącznie na bluzki, a maszyny nie miałam i tylko do kilku Burd wzdychałam, a może jednak zwykła głupota?
UsuńO tę słabość mam i JA :)
UsuńNieustającą, ponieważ kocham sukienki długie, nie do kostek, a do ziemi, a takich kupić niesposób - zatem szyję i mam. Ale kazdy skrawek materiału zapisuje się w jakiś pomysł. Jak go widzę - zaczynam już kroić w głowie i układać :)
rozwiązanie problemu jest dość proste uszyj spódniczkę i do tego bluzeczkę i będziesz miała dwa w jednym raz sukienkę, raz spódniczkę trochę więcej pracy bo bluzkę trzeba uszyć ale tak na prawdę 3 w 1 spódniczka, bluzeczka i sukieneczka
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog o szyciu Zapraszam do naszego sklepu z jedwabiem Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńszkoda ze nie macie online shopu pozdrawiam
Usuńtez tak robie jak radzi ''potyczkiz maszyna'' ale kocham tez sukienki... buziaczki
OdpowiedzUsuńNo właśnie, te sukienki... nie potrzebuje ich tyle, ale jestem uzależniona
UsuńTeż tak mam - ponad rok zajeło mi przełamywanie sie żeby zacząć ciąć swoje zbiory tkaninowe :P
OdpowiedzUsuńA u mnie podobnie ostatnio zakupiłam różne tkaninki i mam nawet wenę co z których szyć tylko jeden problem zepsuła mi się maszyna ani nie drgnie ;/ Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUbawiłaś nie swoim opisem :) ja mam niestety tak, że nie chce czegoś pociąć bo się obawiam że popsuje materiał, mama zawsze powtarzała zostaw nie tylkaj popsujesz i kurcze tak mi zostało, jak mam coś na szybko uszyć ze starej nienoszonej bluzki (o nap spódnicę) to bez problemu ale z materiału w większej ilości choćby z zasłony od razu mam przed sobą słowa mamy popsujesz i nawet się nie zabieram ;/
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczny opis. Chciałabym mieć takie problemy: pełną szafę materiałów:) Na razie kupuję tylko akurat tyle materiału, ile potrzebuję np. na szorty, albo gorsecik, zresztą gdzie bym to trzymała?
OdpowiedzUsuńZaczęłam też blogować o swojej nauce szycia, zapraszam:)
tosieskonczyszwami.blogspot.dk
A ja się nie potrafię powstrzymać przed zakupem, a skoro już kupuję i nie jest to akurat zasłonka, to MUSZĘ przecież kupić z zapasem:)
Usuń...ale wesoło u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaa... jakbym o sobie czytała!!! Taki sam numer wywinęła mi jedna tkanina, która miała być na spódnicę, a okazało się, że może być na sukienkę :/ Też sobie planuję, mam w telefonie listę rzeczy do uszycia i czasem nawet udaje mi się coś na niej odhaczyć ;)))
OdpowiedzUsuńO właśnie, mam listę, ale coraz częściej tworzę coś spontanicznie spoza listy:)
UsuńCiesze się, ze nie tylko ja mam takie problemy:)
OdpowiedzUsuńWitaj !
OdpowiedzUsuńteż mam z tym planowaniem.. oj..jaka jestem później na siebie zła !
Zapraszam do mnie po nominację !
Coś mi się wydaje, że szkodaci materiału na "byle co" i czekasz na coś lepszego. Ja też tak mam i dlatego postanowiłam nie chomikować tylko po zakupie od razu szyć! Ale czy tak się da? Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMam WIELKĄ górę materiałów :) Oczywiście wszystkie nadają się na wszystko, dlatego zawsze mam problem od czego zacząć :) Na tę chorobę choruję od kilkunastu lat :))
OdpowiedzUsuń:)
Usuńciekawy blog, będę wpadać częściej :))
OdpowiedzUsuńmam konkurs więc zapraszam do wzięcia udziału :))
+obserwuje; *
maymiodek.blogspot.com
I jak ci idzie? :)
OdpowiedzUsuńPowoli, ale tworzę. Mam mnóstwo rozpoczętych projektów i nic gotowego:)
UsuńHaha :)
OdpowiedzUsuńRozbawiłaś mnie tym tekstem :))
Ja aż tak skrupulatnie nie planuję, ale lista rzeczy, które mam do uszycia byłaby pewnie równie bogata.
Za to lista materiałów, które mam - o rany... Tylko u mnie to jest tak - mam różne tkaniny, ale to ciągle nie te o które mi chodzi...a na inne póki co funduszy nie mam. Ciągle sobie tłumaczę, że gdybym miała takie materiały o jakich marzę, to szycie byłoby prostsze... Myślisz, że coś w tym jest?
I oddzielny temat to przeróbki - to mogę liczyć na kartony...nie tylko moje, ale tu mąż coś chciał by mu skrócić, tu synowi miałam spodnie zrobić, syn wyrósł, drugi wyrósł, ale trzeci jeszcze malutki, to może zdążę...;))
Pozdrawiam :)
O, ja niedawno wciągnęłam gumkę w dziecięce spodnie, w samą porę:) Przeróbek nie ogarniam, ale myślę, że możesz mieć rację z tymi nie-takimi tkaninami. Moje pierwsze rzeczy były z materiałów kupionych TYLKO dlatego, że tanio i nie podobały mi się. Kolejne tkaniny pochodziły z lumpeksów, ale miały w sobie coś. A teraz czasem kupie nawet tanią bawełnę w sklepie. Ale wydane pieniądze jednak już bolą:)
UsuńMoją zgrozą są przeróbki, bo cokolwiek kupię dla siebie do ubrania, to ma w sobie pewne "ale". Niezależnie od tego czy nowe czy z lumpeksu, czy tanie czy drogie...I zanim tą nową rzecz zacznę nosić, musi swoje przeleżeć na kupce...Ostatnio trafiają tam nawet rzeczy które do niedawna nosiłam całkiem dobrze się czując... Niestety ta reguła dotyczy też ciuchów moich dzieci, bo tu mogłabym naszyć nowego dinozaura, a tu żabocik...I tak ostatnio po kilkumiesięcznym leżakowaniu na kupce, musiałam odłożyć do "za małych kilka całkiem dobrych bluz, których Tobiasz nie zdążył ponosić...Pozdrawiam :) Łącząc się z bólu ;)
OdpowiedzUsuńO, ja jak kupie sobie coś w lumpeksie, to już noszę, bo gdyby mi przyszło to przerabiać... Ale cierpię całe lato w jednej jedynej dobrej spódnicy, bo akurat spódnice mam do przeróbki. Odkąd zaczęłam szyć jestem wiecznie sfrustrowana, ale to taka miła frustracja:)
UsuńJa dopiero rozpoczynam swoją przygodę z szyciem . Mam pare materiałów od mamy , ktora jest krawcowa chyba nie podziela moje entuzjazmu kiedy chcialam wykroić z tapicerki rozkloszowana spodnice . Jak to sie mowi dla chcacego nic trudnego :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńJestem tu po raz pierwszy i uśmiecham się od ucha do ucha :) Jakże Twój "problem" jest bliski mojemu - choć działam na nieco innym polu, bo ubrań nie szyję... Tak czy inaczej mam na ten temat swoją teorię. Dobrze jest MIEĆ - POSIADAĆ te wszystkie tkaniny, wyciągać, przeglądać, delektować się widokiem, wyobrażać sobie co się z nich zrobi albo i nie, robić listy, gryzmolić plany... Ehhh. Te czynności już sprawiają nam przyjemność, więc po co szyć i tę przyjemność sobie odbierać??? A nóż widelec nie wyjdzie jak trzeba i już nie będzie o czym marzyć... :)
Pozdrawiam. I dzięki za odwiedziny :)
Bardzo trafnie to opisałaś. Rzeczywiście jest tak, że większość sukienek cieszy bardziej jako potencjalne i 'w zasięgu ręki', niż gdy pojawią się naprawdę.
Usuń