tlo

czwartek, 28 marca 2013

Uwaga! Wyścig! Oraz filmowo...

Dostałam dziś przemiłą paczuszkę od Iwony z Ifgift. Paczka przyszła do mnie w ramach zabawy "kto pierwszy ten lepszy" faworyzującej pierwsze dwie osoby, które skomentują post. Warunkiem wzięcia udziału w zabawie jest obietnica, że będzie się ją kontynuowało i obdaruje się jakąś niespodzianką kolejne dwie osoby. Zdjęcia moich podarków są jakie są, gdyż mimo posiadania lamp światła dziennego, nie ustawiłam światła ani trochę profesjonalnie. 

Najbardziej ucieszył mnie kubek z ocieplaczem. Mam wprawdzie swoje dwa ulubione kubki, ale jestem otwarta na nowości, a ta nowość jest urocza. 
Jajko oklejane nitką ledwo uratowałam przed synkiem. 
Podobnie było z dekupażowym sercem z biedronką, gdyż synek jest na etapie rozpoznawania tego co zna i lubi pomacać. Synek sprzed paru miesięcy miał większe zapędy niszczycielskie. 
Do kolczyków Iwona dołączyła zapasowe bigle, więc nie muszę się obawiać ani o zniszczenie ani o zgubę. 
Moim faworytem numer 2 (po kubku) jest jednak dekupażowy zając. Kiedy zamieszkamy u siebie (mam nadzieję, że już wkrótce), zawiśnie w widocznym miejscu jako całoroczna ozdoba.

Miała też przyjść do mnie paczka kurierska. Ale nie przyszła. Byłam w domu prawie cały dzień z maleńkimi tylko przerwami, telefonu nie wyciszałam, ale nikt nie zadzwonił ani do drzwi, ani nawet na komórkę. Wieczorem jednak okazało się, że paczka ma status doręczonej. Oczywiście zaraz zadzwoniłam do biura obsługi, które jednak już o tej porze nie pracowało. Cała się spinam i czekam z niecierpliwością na jutrzejszy poranek, bo a nuż coś się wyjaśni.

Natomiast wcześniejszym wieczorem byłam z Mężem w kinie. Ostatnio bywamy w kinie prawie raz w miesiącu i nasze małżeństwo odżywa. Nie bywaliśmy całe wieki, jednak nasze dziecię potrafi już zjeść kolację podawaną mu z nierodzicielskiej ręki i oto dziś właśnie drugi raz od mniej więcej zajścia w ciążę WYSZLIŚMY WIECZOREM. Mieliśmy doskonałe warunki, bo w odstępie 15 minut zaczynały się dwa interesujące filmy. Przed kinem kupiliśmy sobie bułeczki i kabanosy jak w naszych najlepszych biednych studenckich czasach. Kolejki były ogromne, gdyż szczęśliwi posiadacze pewnej sieci korzystali z ulg na bilety w środy. A mimo to zdążyliśmy na wcześniejszy z filmów i ominęliśmy prawie wszystkie reklamy. Naszym filmem była "Wspaniała" i była wspaniała. Nie tylko ze względu na fabułę ale też uwaga, uwaga... ona była inspirująca. Akcja filmu to rok 1959 i same wiecie (czy czytają mnie jacyś panowie?), jaka moda wtedy panowała. Jestem zauroczona sukienkami. Gdyby nie to, że mam listę tego, co chcę i to przypisaną do materiałów, które mam (oraz niedosyt czasu), to bym dziś taką listę tworzyła.



Kadry z filmu pochodzą ze strony filmweb.pl

Wracając jednak do pierwszego akapitu, pierwsze dwie osoby, które skomentują powyższy post i wyraźnie zaznaczą, że chcą brać udział w zabawie, wezmą udział w zabawie! Serdecznie zapraszam. Mam wprawdzie dwie lewe rączki, ale mam też chętnego Męża i razem coś dla Was przygotujemy.

sobota, 9 marca 2013

Łabędzio

Sukienkę, którą dziś ubrałam na romantyczną przejażdżkę zwieńczoną karmieniem ptactwa, szyłam przez większość grudnia na przemian z ozdobami świątecznymi i miała ona swój debiut TUTAJ. Niestety dopiero od niedawna wiem, że powinnam do wykroju wybierać dużo mniejszy rozmiar niż to wynika wynika z moich gabarytów. Ta sukienka została uszyta w rozmiarze teoretycznym, a następnie była zmniejszana gdzie popadło, co zaszkodziło jej kształtowi. Materiał też jest zbyt blady i bardzo źle się komponuje z zimową scenerią. Ponieważ to już druga niezbyt udana sesja tej sukienki, to nasuwa się hipoteza, że sama sukienka jest po prostu niezbyt udana. Jest sztywna, uwypukla nadmiary, nie podkreśla kształtów. Na szczęście mam jeszcze kawałek tej tkaniny w szafie i jest to w dodatku mniej wyblakły kawałek.  Całości dam jeszcze szansę na zielonym tle i na mniejszym ciele, bo wkrótce zamierzam mieć mniejsze. Od wtorku w ramach wuefu na studiach idę na podskoki w wodzie zwane aqua-aerobikiem. 

 




niedziela, 3 marca 2013

Industrialnie

Cytrynna i Mąż wymaszerowali dziś w samo południe na spacer. Dziecko zostało kompleksowo obsłużone tak, aby na dwie godziny mu wystarczyło. Cytrynna w miarę dostępnych środków i swoich możliwości spróbowała przebrać się za damę. Ubrała kapelusz z przeceny w Top Secrecie, który zawiewał się z wiatrem i sukienkę, którą sama uszyła. Szli pod wiatr obserwując i fotografując wiosnę, ostatniego bałwana, pierwsze przebiśniegi, pierwsze pąki, pierwsze biedronki, pierwsze krokusy, pierwsze krzewy baziowe i takież drzewa. Także pierwsze koty marcowe. Z czasem doszli do opustoszałego TIRa i Cytrynna postanowiła zaprezentować na nim sukienkę na wypadek gdyby nie było lepszych sposobności. Z czasem doszli na ulicę Wiosny Ludów, która nazywała się tak apetycznie i wiosennie, że Cytrynna postanowiła ogołocić się do sukienki po raz kolejny i zapozować w nieco industrialnych plenerach. Niebo było bardzo niebieskie i chociaż fotografa mało interesowała gra świateł i profesjonalizm, modelka nadrobiła wszystko:)

Sukienka została uszyta z kiepskiej jakości zasłonki w bardzo żywych kolorach i jest chyba ulubiona. Góra model 125 z Burdy 5/2011, dół marszczony na oko.

prawie jak dama

prawie jak kowbojka


od stóp do nóg






Powitalnie

Odkąd prowadzę bloga na wordpressie, wzdycham do bloga na blogspocie. Odkąd odkryłam blogi o szyciu, wzdychałam do bloga o szyciu. Wkrótce później rozpoczęłam moją przygodę z szyciem od założenia bloga. Miałam już wówczas maszynę, raczkująco-wstające dziecko, przy którym nie dało się absolutnie nic i pracę magisterską na karku. Szycie wcale a wcale nie wchodziło w rachubę, a prowadzić bloga się dawało. Blog blogiem o szyciu bywał i to bardzo rzadko, ale pisałam wcale nierzadko i pisanie sprawiało mi wiele radości. Chciałabym więc dalej prowadzić mój blog w niezmienionej formie, a jednocześnie mieć blog o szyciu.

Niedawno pragnienie bloga na blogspocie przezwyciężyło wszystkie trudności i oto powstał. Dzięki temu będę mogła mieć blog o szyciu (mam nadzieję, że w miarę aktywny) i blog, który do tej pory miałam bez frustracji, że nie szyję,a piszę:) I jeszcze będę miała (już mam!) ten fajny gadżet pokazujący ostatnie aktualizacje na innych blogach o szyciu.

Ach, zapomniałabym się przedstawić. Mam na imię Ola. Jestem studentką fizyki i absolwentką matematyki. Mam Męża, którego bardzo cieszy moje szycie i synka, którego wprawdzie nie cieszy, że szyję, ale skwapliwie korzysta z tego, co uszyłam. Mąż mnie wspiera, a synek pozwala wyjmować czasem maszynę, gdy śpi. Mam także maszynę, która ma więcej funkcji niż potrzebuję, nie budzi synka, który śpi i jest śliczna oraz manekina, który udaje, że jest mojego kształtu. I całą szafę zapasów, z których wyobrażam sobie sukienki.

Witajcie i zapraszam do podziwiania dzieł moich dwóch lewych rączek sterowanych przez porywczy charakter.